|
|
Aktualnie jesteś: |
|
|
What for heritage ? |
e-mail: savefawley@hotmail.com
Grzegorz Ma?kiewicz, Nowy czas, www.nowyczas.co.uk
Po co nam dziedzictwo narodowe?
10 czerwiec , 2009
Nie trzeba zagl?da? do s?ownika. Ka?dy chyba poprawnie odpowie, co to takiego, to dziedzictwo narodowe. Zbyt d?ugo Polacy walczyli o jego zachowanie, o przekazanie go nast?pnym pokoleniom. A jednak coraz cz??ciej mo?na odnie?? wra?enie, ?e chocia? mówimy tym samym j?zykiem, u?ywamy tych samych s?ów, to albo s?owa pozostaj? puste, albo nabieraj? innych zupe?nie znacze?.
Dziedzictwo ust?puje potrzebom bie??cym, bywa, ?e staje si? politycznym frazesem, a coraz cz??ciej o naszym narodowym dziedzictwie przypominaj? nam cudzoziemcy.
Tak by?o w Pary?u, gdzie by?em tu? przed uroczysto?ciami Zielonych ?wi?tek w Fawley Court. Upalna pogoda w tym wspania?ym mie?cie zmusi?a mnie do wybrania opcji typowo turystycznej. Jedynym wyj?ciem, ?eby si? do ko?ca nie ugotowa? w miejskim skwarze by? turystyczny rejs po Sekwanie. Lewy i prawy brzeg wype?niony francuskim dziedzictwem. Pa?ace, muzea, historia. Nie ma wolnego miejsca, jakby kilkadziesi?t pokole? dzia?a?o w ?cis?ym porozumieniu na przestrzeni czasu. Wielowiekowy dorobek zgromadzony wzd?u? brzegów Sekwany. Katedra Notre-Dame, Luwr, most zbudowany z kamienia zniszczonej Bastylii, wie?a Eiffela, stary dworzec zamieniony na Musée d’Orsey. W tej wyliczance nie zabrak?o Hotelu Lambert. S?ynnego – jak doda?a m?oda studentka-przewodniczka. W XIX wieku zbiera?y si? w nim intelektualne elity Pary?a, a gospodarzami byli Polacy, w?a?cicielem ksi??? Adam Czartoryski.
Ka?dy Polak uczy? si? o tym w szkole. Wielka Emigracja. Ale zanim sta?a si? wielk?, zaczyna?a podobnie jak ka?da, o czym ksi??ki mówi? niewiele.
O Hotelu Lambert, o tym, ?e jest na sprzeda? podobno dowiedzia? si? Fryderyk Chopin od francuskiego malarza Eugène Delacroix. Mo?e pili kaw? na Wyspie ?w. Ludwika i Delacroix wiedz?c, ?e Polacy szukaj? jakiego? miejsca, gdzie mogliby si? spotyka? przedstawi? mo?liwo?? kupienia podupad?ego troch? pa?acu w?a?nie na tej ma?ej wysepce s?siaduj?cej z wi?ksz?, na której stoi Notre Dame. Fryderyk Chopin przekaza? wiadomo?? ksi?ciu Czartoryskiemu, który zakupi? pa?ac w 1843 roku. Taki by? pocz?tek polskiej historii zwi?zanej z Hotelem Lambert. Jego salony przez ponad 100 lat go?ci?y polityków, intelektualistów i artystów. To w nim odbywa?y si? patriotyczne bale otwierane polonezem specjalnie na t? okazj? napisanym przez Fryderyka Chopina. Hotel Lambert sta? si? najwa?niejszym salonem Pary?a. Powsta?a w nim te? szko?a i Biblioteka Polska. Pozosta? w?asno?ci? rodziny Czartoryskich do 1975 roku. Podobno spadkobiercy zaproponowali kupno pa?acu w?adzom PRL, a poniewa? komuni?ci przyzwyczajeni byli raczej do zabierania arystokratom ich posiad?o?ci ni? kupowania od nich, mo?liwo?? zachowania dla przysz?ych pokole? tego tak wa?nego dla polskiej historii miejsca nie spotka?a si? z zainteresowaniem krajowych w?adz. Pa?ac kupi? baron Guy de Rottshild.
Kolejn? okazj? zmarnowali?my dwa lata temu. Wprawdzie ówczesny minister kultury Micha? Ujazdowski wyja?nia?, ?e zwróci? si? do barona z propozycj? kupna pa?acu, ale by?o ju? za pó?no. A jak by?o? Pa?ac za 100 mln dolarów kupi? emir Kataru.
Nowy w?a?ciciel postanowi? pa?ac przebudowa?, radykalnie ingeruj?c w jego siedemnastowieczn? architektur?. Pojawi?y si? g?osy protestów ze strony historyków. W internecie mo?na podpisa? petycj? – na stronach francuskich i angielskich, ale nie polskich (!). Co ciekawe, przy okazji sk?adania petycji, na tych stronach w?a?nie mo?na poczyta? o naszym dziedzictwie. Dowiedzie? si? czego? o naszej historii od cudzoziemców. Polskie media zajmuj? si? kolejn? ods?on? pojedynku premier-prezydent.
I znowu co? nam nie wysz?o, i nawet tego nie zauwa?amy. Czy mo?na sobie wyobrazi? lepsze miejsce na promocj? Polski w zjednoczonej Europie, kiedy ambasady RP straci?y swoje znaczenie polityczne?
Po takim do?wiadczeniu z tym wi?kszym zdumieniem przeczyta?em po powrocie do Londynu og?oszenie ksi??y Marianów w „Dzienniku Polskim i Dzienniku ?o?nierza”: Ponownie informujemy, ?e posiad?o?? Fawley Court zosta?a sprzedana na prze?omie 2008/2009 roku, st?d nie planowali?my w tym roku organizowania Uroczysto?ci Zes?ania Ducha ?wi?tego. (…)
W zwi?zku z pojawiaj?cymi si? w ostatnich dniach ulotkami i zaproszeniami do Fawley Court na Msz? ?w. w Zielone ?wi?tki, uprzejmie informujemy, ?e ich tre?? nie by?a z nami uzgadniana, ani nawet nam przedstawiona. Pojemno?? ko?cio?a ?w. Anny jest ograniczona, a na profesjonalne zorganizowanie i zabezpieczenie Mszy ?w. polowej jest ju? za pó?no. Dlatego te? zach?camy wszystkich do wzi?cia udzia?u w Uroczysto?ci Zes?ania Ducha ?wi?tego we w?asnych ko?cio?ach parafialnych.
By?a to jedyna informacja podana w tej gazecie – o ulotkach Komitetu Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court informuj?cych o mszy ?w. w ko?ciele ?w. Anny jej czytelnicy dowiedzieli si? z komunikatu ksi??y Marianów.
Mimo wszystko jedziemy na msz?, troch? jak intruzi, wierni, którzy s? niepotrzebnym obci??eniem dla ksi??y. Czy dlatego od kilku lat nie by?o ?adnej informacji o istnieniu Fawley Court w Polskim Informatorze? Czy by?a to metoda na udowodnienie sobie i innym, ?e Fawley Court jest ju? niepotrzebny Polakom. By? potrzebny, kiedy Polaków na Wyspach by?o oko?o 150 tys. przesta? by? potrzebny, kiedy jest nas ponad milion? Frekwencja w ko?cio?ach parafialnych nie ?wiadczy o tym, ?e m?ode pokolenie sta?o si? niewierz?ce.
Przed mostem w Henley kilometrowa kolejka samochodów. Czy?by pospolite ruszenie Polaków? W ko?cu doje?d?amy, t?umów wprawdzie nie ma, ale obecno?? niewygodnych wiernych, którzy mimo og?oszenia ksie?y Marianów do Fawley Court przybyli i nie pomie?cili si? w ko?ciele jest ?ywym ?wiadectwem, jak bardzo ten o?rodek jest Polakom potrzebny.
Ksi??a Marianie, tak jak zapowiedzieli w komunikacie, byli nieprzygotowani. System nag?a?niaj?cy nie dzia?a, nikt jednak nie odchodzi. W?ród zgromadzonych du?o m?odych ludzi, przyjecha?y te? ca?e rodziny, sporo ma?ych dzieci. Wszyscy w skupieniu uczestnicz? we mszy ?w., zak?ócanej jedynie charcz?cym g?o?nikiem. Z kazania te? niewiele dociera na zewn?trz. Jest mowa o decyzjach, z?ych decyzjach i ludzkiej u?omno?ci. – Módlmy si? za tych, którzy takie decyzje musz? podejmowa? – apeluje ksi?dz.
Msza ?w. i modlitwy sko?czy?y si?. Wierni pozostali sami. Okaza?y pa?ac zaprojeketowany przez Christophera Wrena straszy? oczodo?ami szczelnie pozamykanych okien. Ksi??a wycofali si? do wych?odzonych salonów. Nikt jednak nie wraca? do domu i przesta?o dokucza? poczucie bycia intruzem. Rozpocz??a si? majówka.
Jak zawsze od lat 50. nale?a?o pozosta? na tradycyjnym pikniku, do czego równie? zaprasza?a pi?kna, s?oneczna pogoda. Wydawa?o si?, ?e wszyscy s? na t? okoliczno?? dobrze przygotowani. Tworz? si? mniejsze i wi?ksze grupy. Prowiant dobrze zabezpieczony w?druje na prowizoryczne sto?y. Na improwizowanych grilach sma?y si? polska kie?basa. Swojsko i rado?nie. Ludzie spaceruj?, graj? w pi?k?, podziwiaj?Tamiz?, robi? zdj?cia. Mo?e to ju? ostatni raz?
O mniej zaradnych zadba? osobi?cie pan W?adys?aw Mleczko – w?a?ciciel sieci sklepów spo?ywczych. Przed jego stoiskiem (jedynym) przez ca?y dzie? ustawia?a si? d?u?sza lub krótsza kolejka – na brak klientów nie narzeka?.
Swoje stoisko i stosowny baner ma tak?e Komitet Obrony Fawley Court. Do podpisania deklaracji cz?onkowskiej nie trzeba ludzi namawia?, przybywaj? kolejne kartki z nazwiskami i adresami. Zdaniem Komitetu nie wszystko stracone. Nie zosta? jeszcze podpisany akt sprzeda?y, tzw. complition. Chocia? dotychczasowe rozmowy do niczego nie doprowadzi?y, jest nadal nadzieja na kompromis, na zachowanie Fawley Court w polskich r?kach.
Pani Bronis?awa ?ada od 50 lat przyje?d?a?a do Fawley Court trzy dni przed Zielonymi ?wi?tkami, pracowa?a w kuchni przgotowuj?c posi?ki. Nie chce w to wierzy?, ?e to miejsce nie b?dzie nale?e? ju? do polskiej spo?eczno?ci. Miko?aj z ma?ym Frankiem byli tu po raz pierwszy. Nie móg? wyj?? ze zdumienia, ?e Polacy trac? takie miejsce, Franek nie chcia? wraca? do Londynu.
Przysz?o?? Fawley Court to oczywi?cie temat wiod?cy wszystkich spotka? i rozmów. Zebranym trudno jest pogodzi? si? z decyzj? podj?t? przez ksi??y. Marianie nie akceptuj?, ?e Fawley Court jest w?asno?ci? wspóln?, ca?ego spo?ecze?stwa, nie tylko religijnym, ale i narodowym sanktuarium. Nie przeszkadzaj? im groby za?o?yciela Fawley Court ksi?dza Józefa Jarz?bowskiego i fundatora ko?cio?a ?w. Anny ksi?cia Stanis?awa Radziwi??a. Wydaje si?, ?e wed?ug nich to, co mo?na po?wi?ci?, równie ?atwo jest dekonsekrowa?, a zw?oki przenie??. Czy taka by?a ostatnia wola ksi?dza Jarz?bowskiego? Czy powiedziane by?o, szanuj wol? zmar?ego?
W?a?nie przy grobie ksi?dza Jarz?bowskiego du?a grupa wiernych modli?a si? o jego wsparcie. Najstarsi pami?tali determinacj? i oddanie, z jak? budowa? ten o?rodek. Dla tych Polaków Fawley Court jest cz??ci? ich ?ycia. To tu przyje?d?ali od ponad 50. lat. Modlili si?, wypoczywali. Czy taki dorobek mo?na zdyskontowa?? Nie chc? i nie mog? uwierzy?, ?e do tego dojdzie.
Dzie? dobiega? ko?ca. Magia miejsca zrobi?a swoje, szczególnie teraz takie poczucie wspólnoty jest potrzebne. Ludzie spotykali swoich znajomych i poznawali nowych. Nie spotkali jednak wa?nych dzia?aczy emigracyjnych i przedstawicieli w?adz krajowych. Cho? kilka razy pad?y z t?umu retoryczne pytania – gdzie oni s?, dlaczego ich tu nie ma?
Pi?kny dzie?, mimo to smutny. Na koniec przypomnia?em sobie Pie?? Tadeusza Borowskiego:
Nad nami noc. Gorej? gwiazdy,
d?awi?cy, trupi nieba fiolet.
Zostanie po nas z?om ?elazny
i g?uchy, drwi?cy ?miech pokole?.
Pisa? to cz?owiek zdegradowany w czasach zniszczenia. Nam nic nie grozi, i na w?asne ?yczenie pozbywamy si? dziedzictwa narodowego. Drwi?cy ?miech pokole? b?dzie sprawiedliw? zap?at?.
Grzegorz Ma?kiewicz
Fot. Adam Wojnicz
Kocham to miejsce, Nowy Czas.www.nowyczas.co.uk
Alicja G?owacka, 13 lipca 2009
·
Kocham to miejsce
13 lipca 2009
Moja przygoda z Fawley Court zacz??a si? ponad 23 lata temu, kiedy jako m?oda osoba zosta?am tam zabrana przez przyjaciela na tzw. wycieczk?-niespodziank?. Obydwoje nale?eli?my wówczas do bardzo popularnego i dobrze zorganizowanego Zrzeszenia Studentów i Absolwentów Polskich za Granic?. Wszyscy byli?my g??boko i entuzjastycznie zaanga?owani w sprawy zrzeszenia organizuj?c spotkania towarzyskie, wspólne wycieczki, dyskutuj?c na ró?ne tematy, zarówno dotycz?ce zrzeszenia, jak i Polski, tym bardziej ?e byli?my pokoleniem solidarno?ciowym. Planowali?my weekendowe wypady na zwiedzanie historycznych miast lub zastanawiali?my si?, gdzie sp?dzi? letnie wakacje – Penhros (pó?nocna Walia, gdzie znajduje si? wspania?a polska placówka), a mo?e wspinaczka w Snowdonii czy w?drówki po Lake District. Jednym z takich miejsc wypadowych by? równie? Fawley Court, gdzie przy ognisku i radosnym ?piewie z akompaniamentem gitar siedzieli?my do pó?nych godzin nocnych zajadaj?c sma?one kie?baski w blasku ksi??yca i migocz?cych gwiazd.
Pierwszy wypad do Fawley Court wywar? na mnie tak wielkie wra?enie, ?e ilekro? zawita?am tam potem, emocje by?y tak samo silne, jak pierwszego razu, kiedy przekroczy?am g?ówn? bram? od strony Henley. Wydawa?o mi si? wówczas, ?e wjecha?am w ?wiat rajskiej natury, otoczona soczysto?ci? zieleniej?cych ??k, biegaj?cych po nich zaj?cy i pi?knych, starych drzew, które niczym stra?nicy chroni?y wej?cia do tej wspania?ej posiad?o?ci. Zaraz za zakr?tem powoli wy?ania? si? w blasku letniego s?o?ca okaza?y budynek. Kiedy wysiad?am z samochodu i zobaczy?am go z bliska, by?am oczarowana. Z niecierpliwo?ci? otworzy?am ci??kie, d?bowe drzwi. Przywita?a mnie posta? pi?knie wyrze?bionej w drewnie figury ?w. Józefa. Z wielkim zainteresowaniem zwiedzi?am muzeum, ogl?daj?c portrety polskich królów, portrety ks. Józefa Jarz?bowskiego, genera?a Hallera, marsza?ka Józefa Pi?sudskiego i innych. Przede wszystkim jednak utkwi? mi w pami?ci du?ych rozmiarów obraz syberyjskiej drogi.
Pami?tam, jak bardzo czu?am si? dumna, ?e jestem Polk? i ?e to historyczne miejsce nale?y w?a?nie do nas, Polaków, ?e w?a?cicielami s? polscy ksi??a Marianie.
Po obejrzeniu muzeum i wspania?ej biblioteki, gdzie znajdowa?y si? dokumenty podpisane przez polskich królów, poszli?my na spacer brzegiem kana?u do Tamizy. Po raz pierwszy mog?am podziwia? przep?ywaj?ce ko?o nas prywatne ?odzie, których w?a?ciciele z u?miechem machali do nas na powitanie.
Dzie? zbli?a? si? powoli ku ko?cowi, a ja wci?? nie mog?am nasyci? zmys?ów urokiem tego miejsca. Najwi?ksze wra?enie zrobi?a na mnie nie tyle kaplica, której o?tarz by? zrobiony na wzór skrzyde? husarskich wykutych w br?zie, ale grota Matki Boskiej przypominaj?ca Lourdes. Jestem osob? g??boko wierz?c?, podzi?kowa?am wi?c w modlitwie Matce Boskiej za tak wspaniale prze?yty dzie? oraz Panu Bogu za to, ?e my, Polacy, mogli?my by? w posiadaniu tak pi?knego miejsca. Prosi?am te? Matk? Bosk?, by zawsze czuwa?a nad Fawley Court, ksi??mi i osobami, które tam pracuj?.
To by? pocz?tek mojej mi?osnej przygody z tym miejscem, która trwa po dzi? dzie?. To miejsce jest równie? wa?ne dla moich dorastaj?cych ju? synów, którzy – mo?na powiedzie? – „sp?dzili” swoje dzieci?stwo w Fawley Court. Je?li tylko mia?am czas i czu?am potrzeb? odpr??enia si?, przyje?d?a?am do Fawley Court. Przy okazji odwiedzali?my ks. Paw?a Jasi?skiego, a nast?pnie przyby?ego tam pó?niej ks. Andrzeja Janickiego, któremu zawsze powtarza?am, ?e jest taki kochany. Zreszt? kto go nie kocha?? Ktokolwiek si? z nim zetkn??, by? pod urokiem jego serdeczno?ci, m?dro?ci i uduchowienia. Ks. Andrzej udzieli? mi ?lubu i ochrzci? moje dzieci. Jego przytulny pokój na poddaszu by? czym? w rodzaju kapliczki, biblioteki i sklepu z pami?tkami. Ze smutkiem musieli?my si? pogodzi? z jego wyjazdem do Polski, do domu opieki dla ksi??y. Jego pogodne oczy i ciep?y u?miech zostanie w mojej pami?ci na zawsze.
Na szcz??cie pojawi? si? ks. Tadeusz, który swoim mi?ym g?osem i dobrodusznym u?miechem zawsze serdecznie nas wita?. Zaprzyja?nili?my si? równie? z siostrami, szczególnie z siostr? Bo?en? i El?biet?, których kulinarne talenty by?y legendarne. Z rado?ci? wita?a nas te? pani Teresa Gibson, która by?a wówczas kierowniczk? do spraw zarz?dzania personelem us?ugowym.
Sp?dzali?my tam ca?e dnie na ?onie natury. Ja czyta?am, a ch?opcy szaleli graj?c w badmintona, szukaj?c rybek w wodzie lub buszuj?c i sprawdzaj?c, co w trawie piszczy. Pod koniec dnia z oci?ganiem zwijali?my manatki i wyruszali?my w drog? powrotn? do Londynu, nigdy jednak nie zapominaj?c, by cho? na chwil? zaj?? do Matki Boskiej, by jej podzi?kowa? za ten przywilej sp?dzenia dnia w tym pi?knym miejscu i pomodli? si? za jego gospodarzy.
W ostatnich dwóch latach ze wzgl?du na sytuacj? osobist? odwiedzi?am Fawley Court tylko dwa razy, ale moja t?sknota za nim by?a nieustanna, tym bardziej ?e rosn? tam dwa posadzone przeze mnie drzewka – kasztan i ?o??d?. Te stare drzewa, które otaczaj? Fawley Court, te? kto? przecie? kiedy? zasadzi? i po dzie? dzisiejszy sprawiaj? nam tyle rado?ci. By? mo?e i moje sprawi? kiedy? komu? tak? sam? rado??.
W ostatni majowy Bank Holiday pojecha?am ze starszym synem do Fawley Court, ?eby zobaczy?, mi?dzy innymi, jak rosn? nasze drzewka. Przeje?d?amy przez bram? i wracaj? cudowne wspomnienia. Zatrzymali?my si? na poboczu, ?eby przywita? nasze drzewka i porobi? przy nich zdj?cia. Rosn? zdrowo. Co za rado?? z ich widoku…
Po chwili, zbli?aj?c si? do budynku zauwa?y?am ks. Andrzeja Godkiewicza. Zagadn??am, ?e przyjecha?am na chwil? odwiedzi? Fawley Court zanim b?dzie ju? za pó?no. Zamienili?my par? s?ów, a po chwili ks. Andrzej ze smutkiem, lecz bez nostalgii powiedzia?:
– Tu wszyscy chc? przyje?d?a? i z tego korzysta?, ale nikt nie chce p?aci?. Tablica jest wywieszona przy wje?dzie i pisze, ?e za wjazd trzeba p?aci?, widzia?a j? pani.
– Nie – odpowiedzia?am zdziwiona i skr?powana. – Od lat tu przyje?d?am i nigdy jej nie widzia?am – odpowiedzia?am.
– A widzi pani, ona tutaj stoi ju? dwa lata, ale nikt na ni? nie zwraca uwagi. Ka?dy przyje?d?a tutaj jakby to by?a jego w?asno??. Utrzymanie tego wszystkiego przecie? bardzo du?o kosztuje – mówi? oddalaj?c si? w stron? ko?cio?a.
Poczu?am si? bardzo zmieszana, nie bardzo wiedz?c co odpowiedzie? i co ze sob? zrobi?, bo nigdy nie spotka?am si? tu z takim przywitaniem.
– To w takim razie mo?e zap?ac? – zawo?a?am, ale on jakby nie s?ysza?, albo mo?e nie chcia?…
Sta?am przez chwil? nie wiedz?c, co mam zrobi? – pój?? po syna, poczeka? na ksi?dza czy wraca? z powrotem. Po chwili wróci? Jacek. W drodze do groty powiedzia?am mu, co si? sta?o. Usiedli?my przed grot? i zastanowili?my si? nad tym, co powiedzia? ksi?dz, dochodz?c do wniosku, ?e w?a?ciwie to on mia? racj?. Przecie? utrzymanie tej posiad?o?ci musi bardzo du?o kosztowa?, dlatego – ?eby o?rodek istnia? – powinno si? go wspomaga? nie tylko finansowo, ale równie? pomaga? ksi??om w jego zarz?dzaniu, dla ich dobra i dla dobra polskiej spo?eczno?ci.
Poczuli?my si? bardzo uprzywilejowani, ?e przez lata dane nam by?o korzysta? z tego wspania?ego obiektu i jego pi?knego otoczenia. Jestem przekonana, ?e takie odczucie ma ka?dy, kto kiedykolwiek korzysta? z go?cinno?ci tego miejsca. A by?o ono – jak przys?owie mówi – czym chata bogata, tym rada. Obchodzone tam przez dziesi?ciolecia Zielone ?wi?tki by?y nie tylko podnios?? uroczysto?ci?, dum? z naszej polsko?ci, ale równie? okazj? do masowych spotka? z przyjació?mi i znajomymi, których si? dawno nie widzia?o, rozkoszowaniem si?, za drobn? op?at?, polskim bigosem, w?dlinami i pysznymi wypiekami. Liturgia mszy ?wi?tej odprawiana by?a przy o?tarzu polowym ze wzgl?du na ogromn? liczb? przyby?ych z ró?nych zak?tków nie tylko Londynu, ale i Anglii wiernych, których ?piew roznosi? si? wko?o a? po drugi brzeg rzeki.
By? czas, ?e Fawley Court s?yn?? nie tylko z odprawianych tam Zielonych ?wi?tek, tradycyjnej polskiej Wigilii, Bo?ego Narodzenia i Wielkanocy wraz ze ?wi?conym, ale równie? ze wspania?ych przyj?? ?lubnych.
* * *
Zapalili?my ?wieczki, z?o?yli?my ofiar? i w skupieniu powierzyli?my swoje intencje Matce Bo?ej, prosz?c, by Fawley Court móg? nadal pozosta? w polskich r?kach, a nie tylko w naszej pami?ci.
Cho? by?o ju? szaro, poszli?my jeszcze w stron? rzeki. Wieczór by? cichy i spokojny, od czasu do czasu s?ycha? by?o tylko ?wierkanie ptaka. Przed nami rysowa?a si? coraz wyra?niej stara olcha. To pi?kne, olbrzymie drzewo stoj?ce przy samym brzegu rzeki zawsze sprawia?o mi swoim widokiem wiele rado?ci. Szeleszcz?c wdzi?cznie listkami przy najmniejszym wietrze, dawa?o latem schronienie pod swoimi roz?o?ystymi konarami. Kiedy? na jednej z ga??zi kto? zawiesi? gruby, mocny sznur i przymocowa? do niego desk?, na któr? wskakiwa?y moje rozbawione dzieci, rozhu?tuj?c j? tak, ?e nogami ch?opcy si?gali prawie do wody w Tamizie.
Wracaj?c znad rzeki widzieli?my z daleka zapalone przez nas ?wieczki, które zlewa?y si? w jeden p?omie?. Robi?o si? pó?no i coraz ciemniej, czas wraca?, ale nieodparta ch?? wst?pienia jeszcze raz, cho? na jedn? ma?? chwil? do Matki Boskiej by?a mocniejsza. Podchodzimy, chwila skupienia, ka?dy z nas pogr??ony w swoich my?lach i modlitwach. Ja swoje jeszcze raz kieruj? do Matki Bo?ej o opiek? nad Fawley Court, ksi??mi, którzy go prowadz? i lud?mi, którzy go dogl?daj?, by móg? pozosta? w naszych polskich r?kach na kolejne pokolenia.
Mijaj?c ko?ció? zauwa?yli?my p?on?ce nad o?tarzem ?wiece o?wietlaj?ce oblicze Chrystusa. Poczu?am ucisk w sercu i ?zy w oczach…
Spójrzmy w g??b naszych serc i zróbmy wszystko, ?eby ratowa? to miejsce, które by?o nam – jako narodowi na obczy?nie – przeznaczone, by?my my?l?c o nim, nie mówili jak Adam Mickiewicz:
Litwo! Ojczyzno moja!
Ty jeste? jak zdrowie;
Ile ci? trzeba ceni?,
Ten tylko si? dowie,
Kto ci? straci?…
Alicja G?owacka
Kategoria Fawley Court · Skomentuj |
|
|
|
Komitet Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court, , e-mail: savefawley@hotmail.com |
|